Nieopodal gródka rycerskiego, na terenie stanowiska archeologicznego nie sposób nie natknąć się na dość oryginalną budowlę, która swym wyglądem wyróżnia się z otoczenia. Mowa tutaj o starej, kamiennej kaplicy, która nieśmiało przycupnęła pod majestatycznymi murami kościoła św. Joachima. Historia owej najstarszej zagórskiej świątyńki owiana jest nimbem tajemnicy. Jak dotąd nie udało się ustalić nawet przybliżonej daty jej powstania. Jedni twierdzą że została zbudowana w wieku XIX, a inni skłaniają się ku temu że istniała już na początku XVIII stulecia. Jeszcze inni uważają że może ona pamiętać mroczne czasy średniowiecza.
Zastanawiająca jest również bryła tej budowli. Ściany wymurowano w sposób, który po dziś dzień zaskakuje zwiedzających, każąc snuć rozmaite domysły na temat powodów jakimi kierowali się dawni budowniczowie. Próżno szukać tutaj kątów prostych. Nawę wybudowano na planie równoległoboku, a przylegającą od południa niedużą wieżę na planie koła. Nie rozwikłaną zagadkę stanowi także fakt że obiekt ten choć został wybudowany jako kaplica nigdy nie był wykorzystywany do celów sakralnych. Ponoć Zagórzanie stronili od tego miejsca twierdząc że w nocy przychodzą tutaj dusze zmarłych. Dawniej kaplica ta nie wiedzieć czemu nazywana była „ciemną” a trzeba przecież podkreślić że poprzez przestronne duże okna do wnętrza wpadać musiała wystarczająca ilość światła.
Na najstarszej, zachowanej fotografii z końca lat dwudziestych XX wieku widać że kaplica chyli się ku ruinie. O ile mury wyglądają na dobrze zachowane to zarówno słomiany dach nawy jak i kryta gontem wieża są już nadwątlone zębem czasu. W konsekwencji braku szczelnego dachu i mury zaczęły się rozsypywać. Dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku przystąpiono do prac mających na celu zabezpieczenie budowli przed niechybnym zniszczeniem. Ubytki w murach zostały wypełnione. W czasie tych prac dokonano także zmiany kształtu otworów okiennych przebudowując je z doskonale komponujących się ostrołukowych na mniej atrakcyjne dla oka wąskie prostokątne szczeliny przypominające otwory strzelnicze. Dopiero teraz ze względu na mizerną ilość światła wpadającego do środka budowli określenie „kaplica ciemna” zdaje się być w pełni uzasadnionym.
Do 1999 roku kaplica pozostawała w formie częściowo zabezpieczonej ruiny. Brakowało dachu. Właśnie w tym roku Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej koło w Sosnowcu przystąpił do odbudowy kaplicy z przeznaczeniem na Akowskie lapidarium. Przy wydatnym wsparciu Urzędu Miejskiego w Sosnowcu oraz parafii św. Joachima udało się przeprowadzić remont kapitalny kaplicy nadając jej wygląd jaki można dzisiaj podziwiać. 23 czerwca 2002 roku Kaplica została konsekrowana przez biskupa sosnowieckiego Adama Śmigielskiego p.w. Matki Boskiej Akowskiej.
Obecnie w kaplicy znajduje się stała wystawa fotografi poświęcona żołnierzom Armii Krajowej.
Z kaplicą związana jest także legenda. Ma ona związek z Powstaniem Styczniowym. Otóż kiedy Powstanie już dogasało poprzez Zagłębie Dąbrowskie prowadził szlak którym resztki rozbitych oddziałów powstańczych wycofywały się za kordon do Galicji i na pruski Śląsk. Według ludowego przekazu właśnie jeden z takich małych oddziałków został otoczony przez Kozaków w okolicach dworu zagórskiego.Nie mogąc podjąć wyrównanej walki z przeważającymi siłami bezwzględnego przeciwnika powstańcy ostrzeliwując się schronili się w kaplicy. Kiedy po pewnym czasie Kozakom udało się wtargnąć do środka o dziwo okazało się że powstańcy zapadli się pod ziemie. Najprawdopodobniej żołnierze polscy właśnie dosłownie zapadli się pod ziemię korzystając z systemu podziemnych tuneli rzekomo znajdujących się po dziś dzień pod starą częścią Zagórza.
Obecnie, w celu wyjaśnienia sprawy zagórskich podziemi planuje się przeprowadzenie badania przy użyciu georadara.
Tekst autorstwa Artura Ptasińskiego, opiekuna kaplicy, zamieszczony dzięki jego uprzejmości
Ciekawą, choć trudną do pogodzenia ze znanymi faktami historię podaje p. Andrzej Waśniewski. Uważa on że kaplica to w rzeczywistości inwestycja budowlana Mieroszewskich - dawnych właścicieli Zagórza. Obiekt ten był ruinami zameczku budowanego na pocz. XX wieku przez Mieroszewskich w celu przywrócenia tytułu hrabiowskiego utraconego przez tę rodzinę. Dwór wiedeński wymagał bowiem od arystokratów m.in. wykazania się historyczną siedzibą obronną.
Zameczek nie pełnił nigdy żadnych funkcji mieszkalnych i nie spełnił nawet swej roli jako dawna siedziba rodowa, ponieważ wkrótce po jego ukończeniu nastąpił kres monarchii austriackiej. Jednakże system lochów, który pod nim utworzono wykorzystywany był później jako kryjówka przez przestępców.
Pierwotnie zameczek miał być lokowany na pobliskiej górce (stoi tam do dzisiaj drzewo). Wypadek w czasie prac przy budowie mostu zwodzonego, w których zginął robotnik, odwiódł inwestora od pechowego miejsca i prace przerwano.